,,Radość często bywa początkiem naszego bólu. "
-Owidiusz
~*~**~*~
Kiedy zeszłam na śniadanie nie było połowy Slytherinu, a ci którzy byli spali z głową w talerzach. Fajnie, że w tym roku sezon quidditcha zaczął się dwa tygodnie po rozpoczęciu szkoły, ale, że to my musieliśmy grać pierwszy mecz ? Westchnęłam i z miną psychopaty zaczęłam wpatrywać się w sok dyniowy, który nie chciał sam do mnie przyjść. Wybawienie nadeszło w postaci alabastrowej skóry Draco, który postawił dzbanek przede mną.
- No Vi nie mów, że będę ci musiał nalewać picia - wzruszyłam ramionami. Nie miałam dzisiaj apetytu, więc nalałam sobie soku i rozglądałam się po innych stołach. Pomachałam Hermionie Granger i Ginny Weasley, lubiłam je. Były fajne i nie patrzyłam na status krwi, bo to akurat nie miało w życiu żadnego znaczenia. Chyba jako jedyna ślizgonka nie miałam trzech pozostałych domów za wrogów. Przygryzłam policzek i nadal rozglądałam się po całej wielkiej sali, byleby nie musieć gadać z Malfoyem. Trochę było mi głupio, dlatego szybko dopiłam sok i poszłam do swojego dormitorium, gdyż mieliśmy teraz Eliksiry.
Bree powłócząc nogami szła za mną, gdyby nie to, że została Prefekt Slytherinu, bo Dafne po przyłapaniu na obściskiwaniu się z jakimś młodszym chłopakiem została odwołana, zapewne teraz spałaby w najlepsze. Usiadłyśmy w ławkach, a profesor Snape wszedł do klasy.
- CISZA ! Dzisiaj będziecie mieć zajęcia ze starszą klasą. Zaraz was podzielę w pary jak tylko reszta przyjdzie. Po chwili starszy rocznik wpadł do klasy. Ja byłam z Dafne Greengrass. Za to jej siostra była z Draco, z moim... wróć ! co ja powiedziałam ?! On. Nie. Jest. Mój ! W każdym bądź razie wiedziałam, że dłuższa praca z tą wywłoką może się źle skończyć.
Nie pomyliłam się, bo pięć minut później Dafne szła do skrzydła szpitalnego razem ze swoją siostrą, bo obydwu wylałam na dłonie 'przypadkiem' ropę z czyrakobulwy.
- Dzięki - Draco wyszeptał mi do ucha, kiedy pomagał mi zrobić Amortencję.
- Nie nawdychaj się czasem oparów Smoku - zachichotałam.
- KONIEC CZASU ! Teraz zobaczymy jak wyszły wam eliksiry - Snape jak to zwykle skomentował złośliwie pracę Gryfonów, po czym podszedł do naszego stolika - Eliksir wygląda dobrze, teraz Bletchey czym dla ciebie pachnie - nachyliłam się nad kociołkiem – lawenda - pociągnęłam nosem – grejpfrut i kardamon (dop.aut. zazwyczaj były wymieniane trzy zapachy, więc ja więcej składników perfum Hugo Bossa, nie wymieniałam :P) - zaróżowiłam się, bo właśnie tak pachniał Draco.
- Teraz to wyczyść za nim którakolwiek z pań postanowi wziąć sobie buteleczkę - wzięłam różdżkę.
- Chłoszczyć ! - po eliksirze nie było śladu.
Kolejne lekcje minęły spokojnie, potem musiałam odrobić lekcje. Kiedy pisałam wypracowanie o tym jak stworzyć Wywar Żywej Śmierci, do pokoju wspólnego wpadła Bree z wypiekami na twarzy.
- Dostałyśmy prywatny apartament ! We dwie ! A obok nas będą mieć swój Blaise i twój przyszły mąż ! - zapiszczała.
- Chyba twój przyszły mąż i Malfoy - zatrzepotałam rzęsami uśmiechając się wrednie.
- Huh. Dobra nie kłóćmy się, tylko zbierajmy swoje rzeczy i przenośmy się, Chłopcy już tam są. Tam jest tak ślicznie i... - dalej jej nie słuchałam, bo poszłam do dormitorium i szybko się spakowałam.
Nasze nowe dormitorium było niesamowite, miało duży salon, a z niego schodki prowadziły na balkonik, z którego dwie pary drzwi prowadziły do kolejnych, mniejszych saloników, w których były trzy drzwi, jedne prowadzące do łazienki, a pozostałe do sypialni. Oczywiście całość była w zielono-srebrnej tonacji. Do tego wejście było zaraz obok Wielkiej Sali. Zaciągnęłam swój kufer do pokoju i pisnęłam z radości.
- Bree kocham cię - przytuliłam przyjaciółkę.
_____________________
Również bez bety, rozumiem, że nie chcecie komentować, ale ok :)
JEŚLI TU JESTEŚ I CI SIĘ PODOBA, ZAOBSERWUJ LUB DODAJ DO POLECANYCH :) na pewno się odwdzięczę :)
Następny powinien być przy końcu kolejnego tygodnia jeśli będzie 5 komentarzy