30 cze 2013

Chapter 1 and 1/2

,,Miłe złego początki, lecz ko­niec żałosny."
- Ignacy Kraiscki

~*~**~*~




Leżałam sobie w moim dormitorium i czytałam książkę, jedną z tych mugolskich, kiedy Diabeł i Smok wpadli do mnie.
- Idziemy na mecz ! - Blaise się wydarł.
- Zabini ciszej - upomniałam go, po czym wstałam z westchnieniem, owinęłam sobie wokół szyi szalik Slytherinu, chwyciłam różdżkę i podążyłam za chłopakami na stadion.
Stałam zaraz przy bandzie, a obok mnie podrygiwała nerwowo Bree.
- Wygrają ?
- Mam nadzieję, że nie - powiedziałam z przerażeniem.
- Czemu ? - Rene uniosła brew.
- Zakład z Zabinim - wycedziłam i zajęłam się oglądaniem meczu, z przerażeniem zauważyłam, iż drużyna mojego domu jest o wiele, wiele lepsza niż Krukoni. Blaise do tego grał diabelsko dobrze. W pewnym momencie niedaleko pętli krukonów zamigotał  znicz, a ja przygryzłam mocno wargę i nerwowo wpatrywałam się w szukających. Pięć minut później było już po wszystkim. Draco złapał znicz, a ja musiałam wypełnić moje zadanie.


Powłócząc nogami i warcząc na każdego kto na mnie wpadał doszłam do pokoju wspólnego Slytherinu i rzucając hasło, które brzmiało obecnie przebiegłość, weszłam w sam środek imprezy. Kiedy zobaczyłam Zabiniego wskoczyłam na niego i obejmując go nogami w pasie cmoknęłam w policzek. Byłam zadowolona, bo przynajmniej na chwilę zbiłam chłopaka z pantałyku.
- Nonono, Skrzydełko i tak będziesz musiała dać buziaka twojemu przyszłemu mężowi.
- Zabini debilu - jęknęłam i zeszłam z chłopaka.
- Co maleństwo? - Byłam od niego niższa o 30 centymetrów
- Ja nie chce.
- Pani Malfoy zrób to - szepnął mi do ucha, na co ja wymruczałam kilka przekleństw pod nosem i z rezygnacją poszłam w kierunku Smoka, który obecnie był oblegany przez prawie całą żeńską część domu Salazara. Odczuwałam przez to jakieś niemiłe uczucie, które nie było mi znane.
- Draco ! - pomachałam do niego, a chłopak do mnie podszedł - gratuluje - szybko pocałowałam go w usta, po czym uciekłam do Bree i Pansy.
- I jak tam pani Malfoy ? - Pansy się wyszczerzyła.
- Cicho - jęknęłam i opróżniłam szybko szklaneczkę ognistej.
- Nie chcę ci nic mówić - to nie mów, jęknęłam w myślach - ale Draco nadal jest w szoku i tam stoi, a panny Greengrass i ich świta rzucą na ciebie Crucio za chwilę, przynajmniej takie mają miny.
- Niech tylko spróbują - warknął Diabeł i oplótł swoje ramiona wokół mnie.
- Idę - wstałam i strzepałam niewidoczny pyłek z mojej spódnicy, rozpięłam guzik przy mojej bluzce, po czym ruszyłam w kierunku Theo Notta, który był trzecim największym przystojniakiem w szkole. Jakby co, to nie ja tworzyłam tą listę. 


Po dwóch lub trzech ewentualnie po dwunastu kieliszkach ognistej siedziałam na kolanach Theodora i całowałam się z nim namiętnie, nie wiedziałam, że pewien platynowy blondyn właśnie obmyślał plan jak zabić mojego towarzysza. Nie wiedziałam również, że gdyby jego platynowo-niebieskie spojrzenie mogło zabijać, to Theo leżałby tu martwy. Dlatego właśnie spokojnie podążałam za Nottem do jego dormitorium, jednakże w ostatniej chwili Diabeł zwinął mnie do siebie.


Rano obudziłam się i czułam, że jeśli nie pójdę do Malfoya i Zabiniego po cudowny eliksir na kaca, to prześpię wszystkie lekcje. Powoli poszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic, umyłam włosy i zaklęciem szybko je wysuszyłam. Następnie zrobiłam sobie makijaż oraz ubrałam się. Kiedy byłam gotowa powoli poszłam do Draise (dop.aut. Pozwoliłam sobie stworzyć taką nazwę dla tego bromance'u, jeżeli w jakimkolwiek innym opowiadaniu ona występuje to serdecznie przepraszam). Załomotałam kilka razy w ich drzwi, a kiedy nikt nie otwierał użyłam Alohomory i weszłam do środka. Na początku prawie zwymiotowałam przez ilość i natężenie oparów alkoholowych w powietrzu, a następnie wybuchłam śmiechem. Malfoy spał w najlepsze i wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że był przytulony do Zabiniego. Podeszłam do blondyna i trąciłam jego rękę, na co ten nawet nie zareagował. Następnie wpadłam na pomysł pocałowania go, ale te myśli szybko wygoniłam ze swojej głowy. Na koniec wzięłam po prostu kubek i nalałam do niego wody, po czym wylałam na twarz Smoka. Kiedy chłopak stanął na równe nogi myślałam, że ze śmiechu zaraz zacznę płakać.
- Czego się śmiejesz Bletchey ? - warknął. O cholera, niezłego musiał mieć kaca, a do tego to, że wylałam na niego wodę nie poprawiło mu humoru Mruknęłam coś niezrozumiałego, po czym wyciągnęłam z ich szafy eliksir, wypiłam go i wyszłam z podniesioną głową.


_______________


Bez bety, bo jedna beta imprezuje, a druga jest nad morzem <33
Jutro będzie najpewniej druga część, lub nawet dzisiaj, jeśli ktokolwiek skomentuje :)
Dziękuje za tyle komentarzy pod prologiem 
Bardzo dziękuje :)

Niestety ale nie mogę zmienić wyglądu tekstu, co mnie denerwuje...

3 komentarze:

  1. fajnie się zaczyna. :D

    czekam na więcej i życzę duużo weny,
    Avada ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę powiedzieć że bardzo mi się spodobało, czytam dalej! <3

    OdpowiedzUsuń

Kochanie, proszę cię skomentuj i mnie nakarm, bo jestem głodna